Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej

Poznaj bliżej Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej:





Opinie o Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej to strona rzetelnych opinii oraz informacje o placówkach ochrony zdrowia.
Zachęcamy Ciebie do zostawienia swojej opinii o tym miejscu w komentarzach na dole tej strony.
Swoją rzetelną i prawdziwą opinią pomożesz rozwijać się tej placówce medycznej, przychodni medycznej, szpitalowi wyeliminować błędy ale także możesz pomóc i utwierdzić praujący tam personel, że twoja wizyta była poprawna. Pamiętaj, wszyscy doceniają miłe słowa oraz konstruktywną krytykę. Obie wypowiedzi wspierają rozwój Polskiej Służby Zdrowia.

Ocena Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej





Jeśli zwykłe informacje o szpitalu/ przychodni Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej nie wystarczają Ci, a sponsorowane artykuły na innych stronach nie przemawiają do Ciebie to sprawdź prawdziwe opinie i przeczytaj historie o Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej z pierwszej ręki

Najnowsze historie o Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej
Z przykrością muszę stwierdzić, że bardzo zawiodłam się na pani K.. Pragnę opisać smutną historię choroby mojego ś.p. ukochanego Dziadzia. Smutną dla mnie – bo zachwiała i podważyła moją szczerą wiarę w lekarzy, szacunek dla ich … [przeczytaj całą opinię]

o Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej

Zachęcamy do pisania swoich historii o przychodni/ szpitalu.
Napisz swoja opinię i daj możliwość przeczytania jej innym by mogli poznać prawdę

Przeczytaj wszystkie opinie naszych użytkowników


Dane szpitala / przychodni





Zapoznaj się z podstawowymi danymi adresowymi Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej. Znajdź łatwo na mapie ale również zachęcamy do telefonicznego kontaktu na nr telefonu do Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej by umówić się na wizytę lub przyjęcie





Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej

Ulica: Aleja Krasnicka 100
20-718 Lublin, Lubelskie





Napisz swoją opinię/ podziel się wrażeniam z wizyty.
Przejdź na dół strony i napisz.

Wszystkie opinie na forum są wyrażane przez naszych czytelników i stanowią ich subiektywne zdanie oparte na odczuciach z pobytu i leczenia w Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jedna odpowiedź do “Lublin, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny Im. Stefana Kard. Wyszynskiego Samodzielny Publiczny Zaklad Opieki Zdrowotnej”

  1. Z przykrością muszę stwierdzić, że bardzo zawiodłam się na pani K.. Pragnę opisać smutną historię choroby mojego ś.p. ukochanego Dziadzia. Smutną dla mnie – bo zachwiała i podważyła moją szczerą wiarę w lekarzy, szacunek dla ich zawodu, trudu, bezinteresowności i powołania; smutną dla pacjenta, jako chorego, będącego w potrzebie, lecz przede wszystkim smutną dla… człowieka – jako człowieka. Bo choć to nie przypadek, że człowiek człowiekowi wilkiem, to jednak… człowiek człowiekowi – obojętnością – wobec jego cierpienia, bólu, życia… i to chyba jest jeszcze straszniejsze.
    W styczniu 2016r. Dziadzio zachorował na zapalenie płuc.
    Miał 83 lata, od kilku lat chorował na Alzheimera, jednak był przykładem tego, jak cierpiąc, pozostawać Człowiekiem – pogodnym, serdecznym i po prostu dobrym. Rok wcześniej Dziadzio także chorował na zapalenie płuc, także trafił do szpitala, jednak okazano mu należytą pomoc i po 8 dniach wrócił zdrów do domu. Sądziłam i wierzyłam szczerze, że tak będzie i tym razem. Ale niestety tak się nie stało. Lekarzem prowadzącym Dziadzia została pani K..
    Niestety, w porównaniu z zeszłorocznym zapaleniem płuc Dziadzia, miałam rażące zestawienie i porównanie jak opieka nad starszą osobą powinna wyglądać i jak wyglądała – a raczej jak wyglądać nie powinna. Odnosiło się nieoparte wrażenie, że pani K. z góry zdecydowała, że Dziadzio jest już za stary (83 lata), do tego Alzheimer – i że jakoby z góry założyła…że pomagać mu „już“ nie warto. Czy to jednak nam przystoi o tym decydować? Dziadzio był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Wyhowywał mnie i uczył życia i bycia Człowiekiem. To dzięki niemu jestem dziś tym, kim jestem. Tego, jak i wiele innego, jego historii, czy tego ile dla kogoś dana osoba znaczy – nie wie lekarz, który przyjmuje chorego pod swoją przecież “opiekę” (?). Dziadzio przeżył wojnę, przeżył okupację i przeżył nawet obóz koncentracyjny. Nie przeżył jednak leczenia w szpitalu na Kraśnickiej.
    Nie chcę być gołosłowna – toteż opiszę w szczegółach zachowanie pani K. Ww. pani nie przejawiała jakiegokolwiek zainteresowania stanem pacjentów. Nigdy jej na oddziale nie było albo weźmy w cudzysłów „nie było” na oddziale, bo tak naprawdę była, tylko wyraźnie i odczuwalnie nie chciało jej sie rozmawiać z zaniepokojonymi rodzinami swoich pacjentów, a pielęgniarki miały zapowiedziane z góry, ażeby mowić, że jakoby jej nie ma. Jeżeli pacjentowi juz jakimś nadprzyrodzonym cudem udawało sie ją złapać (np. kiedy szła z gabinetu do WC) – zbywała zainteresowanego za każdym razem „nie mam czasu”, „spieszę sie”, „muszę juz szybciutko iść na konsultacje”. Sama byłam świadkiem, kiedy moja mama – dzwoniła do niej, dopytać się o stan pacienta (jej Taty) – pielęgniarka powiedziała Mamie, że „pani doktor już nie ma, wyszła do domu“, choć 20 sekund wcześniej ja sama spotkałam ją twarzą w twarz na korytarzu! Tak naprawde odnosiło się nieodparte wrażenie, że to wszystko – pacjenci, ich ból, cierpienie i choroby ją absolutnie nie interesują i jest tu, bo musi, bo każdy ma rachunki do zapłacenia. Bowiem powołanie wypaliło się w niej bezpowrotnie dawno, dawno temu i pozostały z niego jedynie zgliszcza i popiół. Nie interesowali ja pacjenci, nie interesowało ją ich leczenie, czy choćby ulżenie w bólu. Odnosiło sie wrażenie, ze pani K przychodzi do szpitala odpocząć pomiędzy jedną a druga pracą, do której, znowuż – sie spieszy. Wiecznie zabiegana, dokądś goniąca, nie mająca czasu dla pacjentów i przede wszystkim – ich leczenie. Prosi się samo przez się jeszcze dodanie – antypatyczna, arogancka, lekceważąca, wykazująca przedziwną potrzebę udowodnienia pacjentowi (i jego rodzinie) swojej nad nim wyższości, nie szczędząca lekceważących uwag, kpin wręcz, nie pałająca chęcią rozmowy. Przeciwieństwo lekarza z powołania.
    W przypadku mojego Dziadzia – panią K o wszystko, dosłownie o wszystko trzeba było sie wybłagac, wyprosić – o o zlecenie odpowiednich badań, o odśluzowanie (bo Dziadzio się dusił!) , o zbicie temperatury, nawet o jedzenie. Dziadzio schudł w trakcie „leczenia” ponad 10kg, bo zwyczajnie nikogo w tym szpitalu nie obchodziło, ze to jest człowiek chory, niedomagający, nie w pełni samodzielny i wymagający opieki. Czy to jednak dyskwalifikuje go jako człowieka? Czy oddając go do szpitala nie powinniśmy mieć pewności, że będzie tam bezpieczny i otoczony opieką? Niestety prawda jest taka, ze los człowieka starego i chorego – mało kogo obchodził a priorytet pomocy przesunięty był wyraźnie w stronę „lekkich przypadków, którym szybko można pomóc“.
    Widząc to, z początku zatem Dziadziem opiekowała sie jego stała opiekunka, niestety wkrótce zachorowała (bakterie,zarazki szpitalne dały się we znaki). Przyjechałam ja, opiekować sie Dziadziem, ale także miałam egzaminy na uczelni i musiałam wracać. Przyjechała zatem mama (5h jazdy samochodem!) bowiem, z tego, co zobaczyłam w tym szpitalu, i tego totalnego chaosu, bałaganu i obojętności, wiedziałam, że nie można zostawiać Dziadzia samego. Mama czuwała nad Dziadziem od 7:00 do 22:00, codziennie. Karmiła go, pomagała odkrztuszać.
    Niestety, czarno na białym – pani K nie zagwarantowała Dziadziowi odpowiedniej opieki, nie zleciła odpowiednich badań, dobrała leki, które wyraźnie nie pomagały, natomiast na uwagi i prośby mojej Mamy o ewentualnej zmianie leczenia – reagowała lekceważeniem, kpiną i arogancją. Dziadzio jednakże umierał w oczach – przepisane leki nie pomagały (a nikomu nic to nie robiło).. Odczuwalna była uraza na ambicji pani K, która przelała czarę goryczy, gdyż potem było już tylko gorzej. W dzień, kiedy Mama wybłagała u niej dodatkowe badanie, w złości (że jak to się Mama widocznie „panoszy“) – Dziadzio, w gorączce ponad 40*, wieziony na łóżku na badanie, został całą siłą owym łóżkiem uderzony (a dokładnie ujmując – „wjechany“) w windę. W stalowej windzie pojawiło się ogromne wgniecenie(!!), z takim impetem wjechano z chorym człowiekiem, w gorączce(!), w windę(!). Nie mieści się to w głowie, a na samo wspomnienie robi mi się niedobrze – że tak można potraktować starszego, schorowanego nic-nikomu-niewinnego człowieka…
    Mama, niestety, musiała na 1 dn wrócić do domu, aby przedłużyć sobie urlop. I wlaśnie wtedy, w ten 1 dzień, los mojego Dziadzia został przesądzony. Przedawkowano, jakkolwiek śmiesznie to brzmi, mu kroplówki. Ktoś nie dopilnował. Dziadziowi zalało całe płuca, dostał obrzęku płuc. I przez kolejne dni, jedynie juz konał w mękach. Niewiarygodnych mękach, na których samo wspomnienie płaczę. Płaczę pisząc to, bo ten wspaniały Człowiek, który był zawsze dla wszystkich dobry i uśmiechnięty; Człowiek – przez duże „Cz“, jakich już coraz mniej w XXI wieku, nie zasłużył na tak straszną i tak bolesną śmierć.
    Misją szpitala jest: „Warto służyć każdemu człowiekowi i dla każdego warto się poświęcić”. Czy aby na pewno?